Matera, czyli Jerozolima sprzed 2000 lat
Czy myślałeś kiedyś, aby zobaczyć na żywo Jerozolimę sprzed dwóch tysięcy lat? Jest to łatwiejsze niż Ci się wydaje! Wystarczy, że wybierzesz się do… Włoch! W regionie Basilicata znajdziecie unikatowe na skalę światową miasto – Materę, a w nim dzielnicę Sassi (wł „sasso” – kamień) – całą wykutą w skale. To właśnie w Sassi Mel Gibson usytuował Jerozolimę z „Pasji”.
Zanim zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu do Bari, o
Materze i Sassi nie miałam zielonego pojęcia. Podobnie jak rząd włoski w latach
50-tych ubiegłego wieku (o tym poniżej). Niecałe 70 lat temu o istnieniu Matery
wiedzieli chyba tylko jej mieszkańcy. Na szczęście Internet sprawił, że
pojawiła się na mojej podróżniczej mapie. Za co jestem niezwykle wdzięczna!
Trochę historii
Uważa się, że Sassi to najstarsza ludzka osada na świecie –
archeologiczne dowody potwierdzają tam obecność ludzi już w paleolicie!
Dzielnica Sassi podzielona jest przez wąwóz rzeki Gravina na dwie części –
Sasso Barisano i Sasso Caveoso. Samo miasto Matera zostało założone przez
Rzymian w III w. p.n.e.
Pierwsi osadnicy, którzy zamieszkiwali tereny obecnej Matery
już przed rokiem 7000 p.n.e, mieszkali w wykutych w skałach jaskiniach, w
miejscu, które później nazwano Sasso Caveoso. Ściany wąwozu Gravina w górnych
jego partiach były miękkie, jednak wraz z posuwaniem się osadnictwa w dół
stawały się co raz twardsze i niemożliwym było kucie w nich za pomocą
prymitywnych narzędzi. W późniejszych okresach sprowadzili się do Sassi przede
wszystkim ludzie ubodzy. Ich domami również były wykute w skale jamy,
najczęściej dzielone na dwie części – większa dla ludzi i kur, druga dla
zwierząt hodowlanych. Przed jamą często dobudowywano fasady, dzięki czemu z
zewnątrz sprawiały wrażenie normalnych domostw. Pod poziomem mieszkalnym
wykuwano zbiornik na wodę deszczową (cysterna). Powietrze i światło do wnętrza
wpadało tylko przez drzwi, a nieczystości wylewano do rzeki. Jeżeli ktoś miał
szczęście, posiadał jedną żarówkę podłączoną do instalacji ulicznej. Jak można
się domyśleć, było brudno i wilgotno, dzięki czemu panowały idealne warunki do
szerzenia się chorób.
Było tak jeszcze w latach 50-tych minionego wieku. Sassi zamieszkiwało wtedy około 20 000 osób – w straszliwych warunkach. Rząd włoski postanowił w 1954r. przymusowo wysiedlić mieszkańców do budynków w nowej części Matery, gdyż budowę kanalizacji i doprowadzenie prądu do wszystkich domostw uważano za nieopłacalne. Dlaczego tak późno? Ponieważ rząd nie miał zielonego pojęcia o tym co dzieje się w Materze, o tym jakie warunki tam panują oraz, że umiera tam co 2 dziecko. Dowiedzieli się o tym z… książki włoskiego pisarza Carlo Levi „Chrystus zatrzymał się w Eboli”, który został zesłany w tamte rejony za działalność antyfaszystowską i tak opisuje Sassi: „Drzwi były z powodu gorąca pootwierane. Przechodząc zaglądałem do wnętrz, które nie miały żadnych okien tylko drzwi dostarczające powietrza i światła. Czasem nie było nawet drzwi. Wchodziło się z góry po schodkach i zasuwało otwór. W owych ciemnych dziurach o ścianach z ziemi, widziałem łóżka, nędzne graty i łachmany. Na podłodze leżały psy, barany, kozy i świnie. Każda rodzina ma do rozporządzania jedną taką jamę i sypiają tu wszyscy razem: mężczyźni, kobiety, dzieci i zwierzęta. W ten sposób żyje dwadzieścia tysięcy ludzi. Dzieci bez liku. W upale, w chmarach much, w kurzu jest ich pełno wszędzie, zupełnie nagich albo okrytych jakimś łachmanem. Nie widziałem nigdy takiego obrazu nędzy, a przecież jestem przyzwyczajony już, z racji mego zawodu, mieć do czynienia co dnia z dziesiątkami dzieci biednych, chorych i źle utrzymanych. O tak rozpaczliwym widowisku nie miałem jednak pojęcia. Patrzyłem na dzieci siedzące przy drzwiach w gnoju, w słońcu, z oczyma na pół przymkniętymi, o powiekach czerwonych i nabrzmiałych. Muchy wciskały się do chorych oczu, a dzieci nie czuły, że im muchy włażą do oczodołów. To była jaglica. Wiedziałem, że tu panuje, ale widok choroby w tak strasznym brudzie i w tej nędzy był przejmujący. Spotkałem też inne dzieci z twarzami pomarszczonymi jak u ludzi starych i wysuszonych z głodu, o włosach pełnych wszy i nieczystości. Większość z nich miała brzuchy wzdęte, olbrzymie, a twarze żółte i cierpiące wskutek malarii. Kobiety widząc, że zaglądałem przez drzwi, zapraszały mnie do wejścia. Widziałem więc w tych jaskiniach ciemnych i cuchnących, leżące na ziemi dzieci, przykryte jakimiś łachmanami i dzwoniące zębami w ataku febry. Inne znów wyniszczała do ostateczności czerwonka. Niektóre twarzyczki z wosku dawały do myślenia, że tu panuje coś gorszego od malarii, może gorączka tropikalna, może Kala Azar, czarna febra. Matki także wynędzniałe, trzymające przy zwiędłej piersi źle odżywione niemowlęta, witały mnie uprzejmie, lecz ponuro. W tym prażącym słońcu miałem chwilami wrażenie, że znalazłam się w środku miasta dotkniętego zarazą”.
Wydawać by się mogło, iż przesiedlenie ludzi do domów z kanalizacją, bieżącą wodą i innymi udogodnieniami będzie rozwiązaniem dla nich idealnym, jednak tak się nie stało. Osoby, które w Sassi żyły obok siebie, tworzyły lokalne społeczności, które zwane były vicinato. Kilka jaskiń było zgromadzonych wokół jednego podwórka, na którym kwitło życie towarzyskie ich mieszkańców. Po przeniesieniu gro osób nie mogło przyzwyczaić się do nowych warunków, całe rodziny wracały na noc do swoich jaskiń, aby rano na nowo zostać wyprowadzonym przez policję. Do dzisiaj wiele domostw ma zamurowane wejścia, gdyż właśnie takie kroki podejmowano także, aby uniemożliwić ludziom powrót. Przez 30 lat Sassi niszczało, gdyż było symbolem hańby. Dopiero w 1986r. postanowiono oddać nieruchomości w dzierżawę na 99 lat za darmo, pod warunkiem ich odrestaurowania. Dzięki temu Sassi to dziś unikat na skalę światową. Gdyby nie przejeżdżające co jakiś czas samochody czy oświetlone wieczorem ulice, naprawdę można pomyśleć, że cofnęło się w czasie o 2000 lat. W 1993r. Matera została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Wąskie uliczki i placyki położone na dachach domostw leżących niżej, ponad 100 kościołów, które zostały wykute w skale, punkty widokowe, hotele i kawiarenki i niesamowity klimat tego miejsca sprawią, że spędzicie tam cały dzień, a i tak będzie Wam mało.
Było tak jeszcze w latach 50-tych minionego wieku. Sassi zamieszkiwało wtedy około 20 000 osób – w straszliwych warunkach. Rząd włoski postanowił w 1954r. przymusowo wysiedlić mieszkańców do budynków w nowej części Matery, gdyż budowę kanalizacji i doprowadzenie prądu do wszystkich domostw uważano za nieopłacalne. Dlaczego tak późno? Ponieważ rząd nie miał zielonego pojęcia o tym co dzieje się w Materze, o tym jakie warunki tam panują oraz, że umiera tam co 2 dziecko. Dowiedzieli się o tym z… książki włoskiego pisarza Carlo Levi „Chrystus zatrzymał się w Eboli”, który został zesłany w tamte rejony za działalność antyfaszystowską i tak opisuje Sassi: „Drzwi były z powodu gorąca pootwierane. Przechodząc zaglądałem do wnętrz, które nie miały żadnych okien tylko drzwi dostarczające powietrza i światła. Czasem nie było nawet drzwi. Wchodziło się z góry po schodkach i zasuwało otwór. W owych ciemnych dziurach o ścianach z ziemi, widziałem łóżka, nędzne graty i łachmany. Na podłodze leżały psy, barany, kozy i świnie. Każda rodzina ma do rozporządzania jedną taką jamę i sypiają tu wszyscy razem: mężczyźni, kobiety, dzieci i zwierzęta. W ten sposób żyje dwadzieścia tysięcy ludzi. Dzieci bez liku. W upale, w chmarach much, w kurzu jest ich pełno wszędzie, zupełnie nagich albo okrytych jakimś łachmanem. Nie widziałem nigdy takiego obrazu nędzy, a przecież jestem przyzwyczajony już, z racji mego zawodu, mieć do czynienia co dnia z dziesiątkami dzieci biednych, chorych i źle utrzymanych. O tak rozpaczliwym widowisku nie miałem jednak pojęcia. Patrzyłem na dzieci siedzące przy drzwiach w gnoju, w słońcu, z oczyma na pół przymkniętymi, o powiekach czerwonych i nabrzmiałych. Muchy wciskały się do chorych oczu, a dzieci nie czuły, że im muchy włażą do oczodołów. To była jaglica. Wiedziałem, że tu panuje, ale widok choroby w tak strasznym brudzie i w tej nędzy był przejmujący. Spotkałem też inne dzieci z twarzami pomarszczonymi jak u ludzi starych i wysuszonych z głodu, o włosach pełnych wszy i nieczystości. Większość z nich miała brzuchy wzdęte, olbrzymie, a twarze żółte i cierpiące wskutek malarii. Kobiety widząc, że zaglądałem przez drzwi, zapraszały mnie do wejścia. Widziałem więc w tych jaskiniach ciemnych i cuchnących, leżące na ziemi dzieci, przykryte jakimiś łachmanami i dzwoniące zębami w ataku febry. Inne znów wyniszczała do ostateczności czerwonka. Niektóre twarzyczki z wosku dawały do myślenia, że tu panuje coś gorszego od malarii, może gorączka tropikalna, może Kala Azar, czarna febra. Matki także wynędzniałe, trzymające przy zwiędłej piersi źle odżywione niemowlęta, witały mnie uprzejmie, lecz ponuro. W tym prażącym słońcu miałem chwilami wrażenie, że znalazłam się w środku miasta dotkniętego zarazą”.
Wydawać by się mogło, iż przesiedlenie ludzi do domów z kanalizacją, bieżącą wodą i innymi udogodnieniami będzie rozwiązaniem dla nich idealnym, jednak tak się nie stało. Osoby, które w Sassi żyły obok siebie, tworzyły lokalne społeczności, które zwane były vicinato. Kilka jaskiń było zgromadzonych wokół jednego podwórka, na którym kwitło życie towarzyskie ich mieszkańców. Po przeniesieniu gro osób nie mogło przyzwyczaić się do nowych warunków, całe rodziny wracały na noc do swoich jaskiń, aby rano na nowo zostać wyprowadzonym przez policję. Do dzisiaj wiele domostw ma zamurowane wejścia, gdyż właśnie takie kroki podejmowano także, aby uniemożliwić ludziom powrót. Przez 30 lat Sassi niszczało, gdyż było symbolem hańby. Dopiero w 1986r. postanowiono oddać nieruchomości w dzierżawę na 99 lat za darmo, pod warunkiem ich odrestaurowania. Dzięki temu Sassi to dziś unikat na skalę światową. Gdyby nie przejeżdżające co jakiś czas samochody czy oświetlone wieczorem ulice, naprawdę można pomyśleć, że cofnęło się w czasie o 2000 lat. W 1993r. Matera została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Wąskie uliczki i placyki położone na dachach domostw leżących niżej, ponad 100 kościołów, które zostały wykute w skale, punkty widokowe, hotele i kawiarenki i niesamowity klimat tego miejsca sprawią, że spędzicie tam cały dzień, a i tak będzie Wam mało.
Jak dostać się do Matery?
Masz 3 opcje:
- pociągiem – przejazdy do Matery obsługuje przewoźnik Ferrovie Appulo-Lucane, o tym, który z czterech z dworców w Bari jest ich, dowiesz się tutaj. Wybierając pociąg musisz pamiętać, że tylko część z wagonów jedzie do Matery! Pociąg rozdzielany jest w Almaturze! Poza tym pociągi nie kursują do Matery w niedziele. Podróż zajmie około 2h i kosztuje 5 euro w jedną stronę.
- autobusem – tutaj również skorzystacie z usług przewoźnika
Ferrovie Appulo-Lucane. Z odnalezieniem ich przystanku miałam trochę kłopotu, ale
w końcu się udało. Musicie przejściem podziemnym przejść na ulicę znajdującą
się za dworcem w Bari – Via Giuseppe Capruzzi i od razu po wyjściu skierować
się w prawo. Jakieś 100m dalej traficie na przystanek (zdjęcie poniżej), który
znajduje się naprzeciwko delikatesów Pam. W mapach Google możecie wpisać 238
Via Giuseppe Capruzzi. Przejazd trwa około 1h 40min i zapłacicie za niego 5
euro w jedną stronę.
- samochodem – autostradą A14 Bologna – Taranto, a później drogą SS99.
Do Bari oczywiście najlepiej dostać się z Katowic lub
Krakowa liniami Wizzair.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję i również pozdrawiam!
UsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Mam nadzieję, że informacje przydadzą się w przyszłości ;)
Usuń