Moje wyjazdowe "must have", czyli czego nie może zabraknąć w moim bagażu
Wielkimi krokami zbliżają się wakacje, ludzie tłumnie wyruszą w podróże, więc post o tej tematyce jak najbardziej na miejscu (no dobrze, wiem, że wielu - w tym także ja - nie czeka z wyjazdami aż do wakacji). Być może podłapiecie ode mnie jakiś pomysł, albo podrzucicie w komentarzu swoje "must have".
Poniższa lista to przedmioty, bez których ja nie umiem się obejść w podróży. Dla jednych niektóre z nich będą kompletnie zbędne i z politowaniem załamią ręce nad tym, po co mi akurat ten przedmiot, inni być może doskonale mnie zrozumieją.
Jedno mogę stwierdzić na pewno - jestem totalną gadżeciarą - do bagażu najchętniej zapakowałabym GoPro, drona, kilka aparatów fotograficznych i wiele innych zbędnych rzeczy, których póki co nie posiadam - zamiast pakować kasę w GoPro, wolę przeznaczyć ją na wyjazd, a zdjęcia robić dalej moim iPhone 6S Plus lub okazyjnie lustrzanką Nikon D40.
To jak? Lecimy?
Jedno mogę stwierdzić na pewno - jestem totalną gadżeciarą - do bagażu najchętniej zapakowałabym GoPro, drona, kilka aparatów fotograficznych i wiele innych zbędnych rzeczy, których póki co nie posiadam - zamiast pakować kasę w GoPro, wolę przeznaczyć ją na wyjazd, a zdjęcia robić dalej moim iPhone 6S Plus lub okazyjnie lustrzanką Nikon D40.
To jak? Lecimy?
1. Powerbank
Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której stoję z rozdziawionymi ustami pod dymiącą Etną i zachwycam się potęgą i pięknem natury, wyciągam telefon, żeby to udokumentować, klikam w ekran, w myślach już odpalam aparat czy Instagrama, żeby nagrać stories a tu... czarno! Nic się nie dzieje! Telefon umarł! Ale spokojnie... to tylko sytuacja nie do wyobrażenia, bo w plecaku spoczywa 10000mAh powerbank Xiaomi, który w mgnieniu oka reanimuje moje maleństwo i już bez przeszkód można znów cykać do woli.
2. Przedłużacz z trzema gniazdami
Tak, dobrze przeczytaliście - nigdy się bez niego nie ruszam. Od kiedy w pokoju był jeden kontakt i prowadziłyśmy z siostrą regularną wojnę o naładowanie telefonów i powerbanków, zawsze mam go pod ręką. Nie zajmuje wiele miejsca, a jest naprawdę nieoceniony, jeżeli faktycznie w pobliżu znajduje się tylko 1 gniazdko, a rzeczy do załadowania kilka. Wiem, że są rozgałęziacze, które zajmują o wiele mniej miejsca, niestety zdarzyło mi się na nich już parę razy przejechać, przedłużacz za to nigdy mnie nie zawiódł.
3. Suszarka do włosów
Nie ważne, czy lecę z małym plecakiem na kilka dni, czy z podręczną walizką na trochę dłużej - zawsze, ale to zawsze zabieram ze sobą małą suszarkę do włosów ze składaną rączką. Nie zajmuje dużo miejsca, a wiem, że po umyciu włosów będę wyglądała jak człowiek, a ludzie nie będą z wrzaskiem uciekali na mój widok 😨 Tak, wiem - w hotelach czy hostelach teoretycznie dostępne są suszarki - w wielu przypadkach jednak kończyło się tylko na teorii.
4. Klapki pod prysznic
Znacie to uczucie, kiedy wchodzicie do łazienki w hostelu, patrzycie na prysznic, a tam włosy, jakieś czarne plamy, rdza i niezbyt ciekawy zapach? No właśnie. Ja też znam, dlatego nigdy, nawet pod prysznic w hostelach Formule1, który teoretycznie dezynfekuje się po każdym użyciu, nie wejdę bez klapek na nogach. Na wyjazd do Belfastu jakimś cudem klapek zapomniałam... nie było więc wyjścia, jak pierwszy raz w życiu brać prysznic w skarpetkach.
5. Selfiestick
Kiedy kilka lat temu widziałam ludzi biegających w ręku z kijami, to miałam z nich niezłą polewkę. No bo jak głupio wygląda pozowanie do telefonu, który zamontowany jest na końcu patyka. I jeszcze szczerzenie się do niego. Jednocześnie bardzo irytowało mnie, gdy prosiłam kogoś o zdjęcie, a później okazywało się, że byłam na nim od szyi w górę. Albo rozmazana. Albo w całej okazałości, ale bez najważniejszej rzeczy, czyli zabytku/widoku. W posiadaniu mam już któregoś z kolei kijka (wiadomo, chińskie pierdółki szybko dokonują żywota), i będę kupowała je tak długo, aż ktoś nie wymyśli czegoś lepszego. No bo nie ma to jak zrobić sobie zdjęcie dokładnie tak jak się chce, szczerząc się do telefonu na końcu kija... 😁
6. Lekarstwa
Wiem, że kupić można je wszędzie, jednak ja wolę mieć je zawsze pod ręką. Przecież nie zajmują wiele miejsca, a nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać. Przytrafiało mi się już ratować kompanów podróży, którzy wychodzili z założenia: "a po co mi lekarstwa, nic się nie dzieje nigdy, to akurat teraz się przytrafi?". Co zabieram? Wolę dmuchać na zimne, więc w razie W znajdziesz u mnie: tabletki na biegunkę, rozkurczowe, przeciwbólowe, wapno, antybiotyk w maści i plastry. Według mnie to jest wyjazdowe "must have", od posiadania którego nikt mnie nie odwiedzie.
7. Nerka
Nerka, saszetka, torba biodrowa - jak kto woli. Eeee, ale wyglądasz jak jakaś typowa polska Karyna! No i co z tego? Mam piękną nerkę we wzory łowickie, do której wkładam rzeczy, które lubię mieć pod ręką - telefon i drobne. Nie jestem z tych osób, które wożą ze sobą torebkę bądź co chwila ściągają plecak, bo trzeba coś kupić czy odebrać telefon/cyknąć zdjęcie.
8. Plecaczek
Oprócz nerki zabieram ze sobą mały plecaczek, tzw. "worek". W bagażu zajmuje minimalną ilość miejsca, a przydaje się i to bardzo! Wrzucam do niego powerbanka, wodę, coś na ząb, selfiesticka i wyżej wymienioną "apteczkę". Wolne ręce to jednak wielki atut
9. Okulary przeciwsłoneczne
Czy jadę w zimie czy w lecie. Czy na Sycylię czy do Norwegii - zawsze mam je ze sobą. Oczywiście nie targowy krzyk mody, ale okulary ze wszystkimi możliwymi filtrami. Nie nawidzę chodzić i mrużyć oczu, kiedy słońce świeci jak marzenie. Przy okazji zdjęcia w okularach jakieś takie ładniejsze wychodzą...😎









Komentarze
Prześlij komentarz